poniedziałek, 14 czerwca 2010

Pływałam dziś w oceanie!
Wszyscy się dziwili, jak mogłam wejść w zimie do oceanu. A ja się dziwię, jak można nazywać tę łagodną porę zimą, kiedy to temperatury są takie, jak wiosną w Polsce. Woda wprawdzie nie była najcieplejsza, dno nie najbardziej miękkie (trochę obiłam sobie tylną część ciała na wystających skałkach), za to wrażenia bezcenne :)
Fingal Beach - przecudowna, rozległa, skalisto-piaszczysta plaża. I bezkresny ocean... Nie lubię, bo nie umiem (jeszcze!) fotografować pejzaży, by oddać aurę otoczenia i ustrzec się od kiczowatych efektów. Mimo to, prezentuję kilka zdjęć, by przekazać namiastkę plażowo-oceanicznych wrażeń.

Wyobraźcie sobie: rozciągająca się w nieskończoność, dzika plaża - prawdziwa galeria skalnych rzeźb, uformowanych przez fale oceanu i do tego... zupełnie pusta. To zaleta pory - tej niezimowej zimy, no i samego położenia Fingal Beach, do której droga prowadzi przez wzgórza, porośnięte gąszczem karłowatych, iglastych drzewek. Trafił się wprawdzie jeden turysta, ale uprzejmie spytał, czy może przejść, bo pewnie chciałabym fotografować pustą plażę. Nie wiedział, że potrzebuję go jako niezbędnego elementu w kadrze, by zmienić kiczowaty landschaft w żywy reportaż. Ale gdy wreszcie zdążyłam wyciągnąć aparat, spacerowicz był już odległym punkcikiem...

Pozostawił tylko ślady na piasku.

Nazbierałam dziś dużo ślicznych muszelek, po powrocie każdy dostanie jedną :) Na wybrzeżu żyje tyle dziwacznych stworzeń. Żyjątka w przerozmaitych skorupkach przyczepiają się do skał, czekając na przypływ. A to muszelkowa mikro-kraina. Tysiące tych kilkumilimetrowych, niebieskawych muszelek oblegeją skały.

Romantyczny zachód słońca nad oceanem sobie podarujmy. Mam nadzieję, że księżyc nad jeszcze ognistym horyzontem wygląda choć trochę mniej cukierkowo :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz