piątek, 11 czerwca 2010

Cape Schanck, olej na płótnie, 45x60

Pejzaż to dla mnie zdecydowanie najtrudniejszy temat. Bo w przeciwieństwie do niego - np. portret, wydaje mi się, zawęża spektrum środków formalnych. Ponadto tworząc portret, nie mam problemu z nadaniem ładunku emocjonalnego obrazowi. I to wcale nie moja zasługa, ale zasługa ludzkich twarzy, będących bogactwem emocji.
Natomiast tematyka pejzażowa rozciąga przede mną nieskończony wachlarz środków formalnych. I co tu wybrać, by zadowolić własne poczucie estetyki i do tego tchnąć uczucie w krajobraz? Zawsze się głowię i męczę...
Nad moim Cape Schanck męczyłam się przez trzy dni. Powiedzmy, że jestem mniej więcej zadowolona (zważywszy na poprzednie stadia obrazu - był ścierany kilkukrotnie). Wyszło dość vangoghowsko, choć nie planowałam.

Mam nadzieję, że inspiracje egzotyką Australii jeszcze nie raz skłonią mnie do studiowania pejzaży :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz