Wróciłam! :) Z wycieczki po Sydney i okolicznych wybrzeżach. Z całą masą wrażeń i fotografii. Zapraszam do obejrzenia ok. 150! zdjęć.
Na początek warsztat fortepianowy w Melbourne.
Królestwo farb i politur. Wśród nich niezbędna butelka Jack Daniel's... :)
Królestwo pędzli.
Królestwo pilników.
Królestwo maleńkich części.
I królestwo dobrej muzyki, jak przystało na warsztat fortepianowy.
To nie czekoladki. Ale małe elementy dekoracyjne instrumentów, które czasem trzeba uzupełnić.
A to formy, z których się je odlewa.
Składowisko butelek po substancjach niezbędnych przy pracy.
***
Blue Mountains (Niebieskie Góry).
Najbardziej popularny szczyt, a raczej trzy szczyty - Three Sisters.
***
Sydney.
Ibisy. Bardzo popularne ptaki w Australii i bardzo zachłanne na jedzenie turystów.
Darling Harbour z akcentami na niebo.
Opera House i Harbour Bridge nocą.
Widok miasta nad tysiącem zatok z Sydney Tower.
Piwo w pochmurnym Darling Harbour.
Prom, z którego jest najlepszy widok na operę. Ale poczekałam ze zdjęciami na pogodny dzień.
Kings Cross w Sydney - ulica grzechu - nocnych klubów, burdeli, sex shopów. Dziwki, narkotyki, burdy i dużo policji. Znakomite miejsce dla fotoreportera żądnego wrażeń. Ale trzeba odwagi, by robić tam zdjęcia. Ja pstryknęłam zaledwie kilka. I to z duszą na ramieniu.
Pierwszy Aborygen, jakiego zobaczyłam w Australii...
Ponownie Darling Harbour. Tym razem w dzień pełen słońca.
W Australii jest mnóstwo pięknych dzieci. Mniemam, że dobrobyt służy prokreacji. :)
Znowu na promie.
No i jest opera na tle pogodnego nieba. Taki błękit tylko w Australii. :)
Będzie też opera z bliska.
Turyści pośród geometrycznych form gmachu Opera House w ostrych światłach i cieniach - idealne miejsce na artystyczne zdjęcia (choć moim wciąż daleko do tego zaszczytnego miana).
Opera mnie odbiła...
French Connection United Kingdom :)
Skomercjalizowani Aborygeni.
Ostatnia przejażdżka promem.
W Australii są piękne dziewczyny. Ale nie Australijki. :P Azjatki.
Dorośli robią zdjęcia, dzieci mają spokój.
Sztukmistrz w Darling Harbour.
I urocza dziecięca widownia.
***
Nelson Bay - miasteczko na wschodnim wybrzeżu.
Dziewczynka z wykrywaczem metali, szukająca skarbów w piasku.
Boso po plaży :)
Obumarłe eukaliptusy, ale za to fotogeniczne.
Ławica małych rybek.
***
Shoal Beach.
Ach, te zatłoczone australijskie plaże... :P
Wydmy na Shoal Beach.
Magpie - australijska wersja sroki. Żywi się m.in. orzeszkami pistacjowymi. :)
Na tej plaży jest pewne magiczne miejsce. To tam, gdzie kończy się Shoal Beach, a zaczyna inna zatoka. Tam fale jednej i drugiej zatoki rozbijają sie o siebie. Tworzy sie wąski przesmyk niczym dwustronna plaża, którym podczas odpływu można przejść na wyspę. Wiec jesli ktoś Wam powie, że tylko Mojżesz z narodem wybranym przeszedł przez rozstępujący sie ocean, nie wierzcie. Bo przeszłam także ja i wielu innych, którzy tu dotarli. :)
Dla zobrazowania wrzucam wielce kiczowaty filmik. Wybaczcie, że nawet zza oceanu musicie oglądac moja gębę :P Ale mam za to oryginalny strój kąpielowy. :)
Na tej plaży jest pewne magiczne miejsce. To tam, gdzie kończy się Shoal Beach, a zaczyna inna zatoka. Tam fale jednej i drugiej zatoki rozbijają sie o siebie. Tworzy sie wąski przesmyk niczym dwustronna plaża, którym podczas odpływu można przejść na wyspę. Wiec jesli ktoś Wam powie, że tylko Mojżesz z narodem wybranym przeszedł przez rozstępujący sie ocean, nie wierzcie. Bo przeszłam także ja i wielu innych, którzy tu dotarli. :)
Dla zobrazowania wrzucam wielce kiczowaty filmik. Wybaczcie, że nawet zza oceanu musicie oglądac moja gębę :P Ale mam za to oryginalny strój kąpielowy. :)
***
Na zdjęciu nie widać, że te osobliwe kwiaty, rosnące w eukaliptusowym gąszczu, mają ponad trzy metry wysokości.
Dlatego dla skali odniesienia wrzucam pojedynczy, przekwitły kwiat. Te rośliny po przekwitnięciu wyglądają jak stojące w lesie miotły (widać na zdjęciu powyżej, po prawej).
Złuszczająca się kora eukaliptusów tworzy czasem bardzo ciekawe formy...
***
Wycieczka statkiem do okoła Shark Island.
Wygląda mrocznie, jak przystało na Wyspę Rekinów.
Ale mieszkają tu całkiem przyjazne stworzenia. Zdjęcie zrobione na wielkim zbliżeniu, więc uściślę, że to foki :)
Główna atrakcja wycieczki - wieeelki wieeeloryb. I za to się płaci 50 dolców... :P
***
Canberra (dla niedouczonych, takich jak ja - stolica Australii). Gmach parlamentu.
A nieopodal w parku siedziba chińskiej ambasady...
***
Każdy wie, że w Australii na eukaliptusach mieszkają misie, ale nie każdy wie, że ...pluszowe. Niezliczone maskotki na drzewach przy drodze z Canberry do Batemans Bay rozciągają się na odcinku ok. 50 km! Próbowałam wygooglać przyczynę tego niecodziennego zjawiska, jak np. regionalny zwyczaj. Na próżno. Kilku internautów opisuje ten fenomen, ale każdy dodaje, że nikt nie ma pojęcia, skąd się wzięły pluszaki przy drodze.
A teraz przegląd bardziej typowych zwierząt. :) Drogi Victorii i New South Wales prowadzą przez niezliczone pastwiska. W kółko konie, owce, krowy...
I jeszcze jedna przydrożna atrakcja - skrzynki pocztowe, które wzbudzają moją wielką sympatię. Polacy, uczcie się luzu od Australijczyków :) Zbędne są eleganckie, pozłacane skrzynki, skoro jeszcze bardziej finezyjne można zrobić z bańki na mleko albo mikrofalówki. W Australii wielokrotnie farmy są oddalone od głównej drogi o wiele kilometrów. Stąd skupiska skrzynek w jednym miejscu - by nie przemęczyć listonosza. :)
***
Natura też tworzy sztukę nowoczesną.
Na koniec mały bonus. Wielka zgacha, jaką zgotował mi Pacyfik! :)))
A teraz podróż na najpiękniejszą plażę, jaką dotychczas zobaczyłam w Australii. Plaża w miasteczku Narooma słynie z Glass Rocks - kwarcowych skał.
Natura też tworzy sztukę nowoczesną.
Najpiękniejsza plaża, najpiękniejsze muszelki.
I najpiękniejsze kamyczki. :)
Na koniec mały bonus. Wielka zgacha, jaką zgotował mi Pacyfik! :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz