sobota, 31 lipca 2010

Moja australijska podróż niestety dobiega końca. Jestem w trakcie pakowania, próbuję dopiąć walizkę. Jutro wylatuję z Melbourne - czeka mnie doba w samolocie i doba w samochodzie...
Niefortunnie nie mam "na finał" żadnego atrakcyjnego newsa fotograficznego. Marzyłam o sfotografowaniu pastwisk o świcie, ale niestety pogoda nie dopisała. Ostatnie niepogodne dni wykozystałam więc na sportretowanie uroczych synków Davida.

A dziś David w podziękowaniu zabrał mnie na zakupy. I oto są - pierwsze moim życiu, najprawdziwsze "happy shoes". Niedługo będę w nich stąpać po polskiej ziemi. :) Prawda, że piękne?

A pamiętacie łowcę pędzli - Lily? Nie widziałam jej przez trzy tygodnie i zobaczcie, jak urosła.
Ale na szczęście jeszcze zachowała ten cudny, przygłupi, szczenięcy wyraz pyska.

Bye, bye, Lily! :(
Zmykam się pakować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz