Moja australijska podróż niestety dobiega końca. Jestem w trakcie pakowania, próbuję dopiąć walizkę. Jutro wylatuję z Melbourne - czeka mnie doba w samolocie i doba w samochodzie...
Niefortunnie nie mam "na finał" żadnego atrakcyjnego newsa fotograficznego. Marzyłam o sfotografowaniu pastwisk o świcie, ale niestety pogoda nie dopisała. Ostatnie niepogodne dni wykozystałam więc na sportretowanie uroczych synków Davida.
Niefortunnie nie mam "na finał" żadnego atrakcyjnego newsa fotograficznego. Marzyłam o sfotografowaniu pastwisk o świcie, ale niestety pogoda nie dopisała. Ostatnie niepogodne dni wykozystałam więc na sportretowanie uroczych synków Davida.
A dziś David w podziękowaniu zabrał mnie na zakupy. I oto są - pierwsze moim życiu, najprawdziwsze "happy shoes". Niedługo będę w nich stąpać po polskiej ziemi. :) Prawda, że piękne?
A pamiętacie łowcę pędzli - Lily? Nie widziałam jej przez trzy tygodnie i zobaczcie, jak urosła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz